Pierwsze kropelki deszczu uderzyły o chodnik. Dziewczyna zadarła głowę i spojrzała w niebo. Ciemne chmury zupełnie przysłoniły słońce. Zastanawiała się jak to możliwe, że dzień wcześniej było bardzo ciepło i słonecznie, zapowiadała się piękna jesień. Tamte chwile wydawały się odległym wspomnieniem, czymś co nie miało prawa się wydarzyć. Podmuch zimnego wiatru przyprawił ją o dreszcze i sprowadził na ziemię. Od dreptania tam i z powrotem bolały ją nogi i plecy, ciężka torba wrzynała się w ramię, a zgrabiałe palce rozpaczliwie domagały się ciepła. Nie mogła zrobić sobie przerwy, miała zadanie i musiała je wykonać, potrzebowała kolejnej ofiary. Niestety, okropna pogoda sprawiła, że większość ludzi siedziała w domach i centrum miasta było wyludnione. Nieliczne jednostki, które ją mijały nie nadawały się. Możecie wierzyć albo nie, ale potrafiła wyczuć kto jest odpowiedni do jej zadania. I nagle na horyzoncie pojawił się on. Szedł powoli, zamyślony, zdawał się nie zauważać deszczu. Mokre kosmyki ciemnych włosów wpadały mu do oczu, jednak nawet nie próbował ich odgarnąć. Uśmiechnęła się mimowolnie, polowanie czas zacząć.

Na tym samym wykładzie dowiedziałam się, że "mieszkańcy paczom". Eh, co zajęcia to tyle nowej wiedzy....

+Bonusik.

Dodatkowo mem na specjalne życzenie Sasetki. Ostatnio mnie przenocowała i nakarmiła bananem (bez skojarzeń proszę!), więc zrobiłam o co poprosiła.

Dobra, okej, przyznaję! Jestem jej Rumunem. Szczęśliwi?!?!



Nie żebym się jakoś specjalnie zajadała tymi serkami, no ale tak się nie robi! Całe moje życie ten czerwony pasek biegł naokoło, a teraz? SKANDAL. Nie o taką Polskę walczyli nasi przodkowie.
Ten sam kierunek...

Inna nazwa...

A rodzice dumni, że będzie prawnik w rodzinie...

Uniwersytet Aplikantów Mc.Donalda to geniusz zła.
Siedziałam już dawno w szatni czekając na wf. Spojrzałam na zegarek - jeszcze 10 minut do lekcji. Nagle wpadła, jak bomba, Paulina i gwałtownie zaczęła ściągać z siebie kurtkę.
-I co nadal boli? -zapytała się Magda.
Paulinka zamrugała swoimi umalowanymi oczkami starając się powstrzymać łzy (w końcu nie po tyle czasu się rano malowała żeby jej to wszystko "spłynęło"). Spróbowała otworzyć usta aby coś powiedzieć i szybko je zamknęła krzywiąc się z bólu.
-Co ci jest? -odezwała się Wiktoria.
Dziewczyna tylko potrząsnęła platynową czupryną i wskazała na Magdę dając do zrozumienia, że to ona ma opowiedzieć co się stało.
-Przebiliśmy Pauli język, super nie? -rzuciła obojętnie.
-Jak to? -odezwałam się w końcu.
-Kupiliśmy igłę w aptece, taką dużą -zaszczyciła mnie spojrzeniem. -Parę dni temu po zajęciach... tu na ławce przed szkołą, przebiliśmy jej język i założyliśmy kolczyk. Trochę ją boli, no ale to normalne przy tego typu zabiegach -stwierdziła z wyższością.
-Ale chyba już za długo -wycharczała cicho Paulina. -Mam wszystko opuchnięte i nawet jeść nie mogę. Tylko jakiś przetarty banan na śniadanie...
-Oj daj spokój! Przecież igła była z apteki. Wysterylizowana. Pełna profeska... zejdzie ci ta opuchlizna i będziesz miała śliczny kolczyk. Jeszcze mi podziękujesz.

Dwa dni później nasza bohaterka wybrała się do lekarza. Przez opuchliznę nie udało się ściągnąć kolczyka i trzeba było użyć nożyc do metalu. Paulinka przez dłuższy czas musiała brać antybiotyki oraz wysłuchać kazania pana doktora pt. "dziecko jakby ci źle wkuli to byś straciła zmysł smaku na całe życie".

Co ciekawe jej mama nigdy się o tym nie dowiedziała. Córeczka stwierdziła, że nie mówi bo "boli ją gardło i jest przeziębiona" a "antybiotyki bierze na grypę".

Magda do końca afery powtarzała, że nie rozumie dlaczego pojawiła się opuchlizna. Igła była z apteki. WYSTERYLIZOWANA!

Jest to historia w 100% prawdziwa. Nawet imion bohaterów nie zmieniłam.

Pilnujcie swoich dzieci.

Amen.
Dzieciaczek nie zaczaił ale reszta sklepu miała niezły ubaw ;)

Obsługiwane przez usługę Blogger.