Dzwonek domofonu przerwał ciszę w domu. Kto to może być? Nikt się gości nie spodziewał, a godzina 20:00 nie jest najlepszą porą na niezapowiedziane wizyty. Usłyszałam, że tata rozmawia z Sąsiadem - zaintrygowana poszłam na dół aby dowiedzieć się cóż ciekawego się wyprawia. Dalej sprawy potoczyły się już szybko...
Dowcip sytuacyjny na dzień dobry:
-BB, gdzie ty jedziesz na ten Pyrkon? Do Warszawy, nie?
-Cóż... Jak sama nazwa wskazuje... NIE.

Jak mogłabym o tym nie napisać? Atmosfera festiwalu była wspaniała, co jakiś czas wpadałam na kogoś znajomego, poznałam też parę nowych ludzików z którymi po prostu rozmawiałam w tzw. międzyczasie. Panele prowadziły osoby niesamowicie sympatyczne, można było podejść, zagadać, zupełnie bez spiny.
Piątek, sobota, niedziela offline. Jak zaczęłam ogarniać co się działo na fb pod moją nieobecność to się prawie popłakałam i pojawiła się refleksja "po co mi fb? nie chcę juuuuż, nie mam siły wszystkiego ogarniać, kasuję konto!". -spokojnie już mi przeszło. 

Zakup biletu

W zeszłym roku to był jakiś koszmar, kolejka długa i parę razy byłam już bliska powiedzenia "fu*k it! spadam stąd!". Kiedy w tym roku próbowałam namówić kogoś na pójście ze mną wszyscy momentalnie przypominali mi ten post (zupełnie nie rozumiem czemu ja z przeszłości napisała "Batcave" z małej literki a "internet" z dużej). Stworzyłam więc historyjkę zachęcającą. Nikogo nie zachęciła aby wydać 50 zł na wejście ze mną, ale wspięłam się na wyżyny kreatywności przy wymyślaniu więc ją tu zamieszczę:
Każda dziewczynka pyta się kiedyś swojej mamusi "Czy rodzenie dzieci boli?". Mama wtedy opowiada: "jak nic na świecie, ból jest niewyobrażalny, okropny, szczególnie przy drugim dziecku bo wtedy już wiesz czego się spodziewać. Ale potem dostajesz małą kruszynkę na ręce i już nie pamiętasz o tym, jesteś szczęśliwa." No i dokładnie tak samo jest na Pyrkonie. Stanie w kolejce jest niewyobrażalnym bólem duszy, o którym zapominasz jak już w końcu wejdziesz do środka. 
Tym razem bilet można było kupić dzień wcześniej i nie spisywano wszystkich możliwych danych z dowodu osobistego. Cała operacja zdobycia wejściówki zajęła 3 minuty. Tydzień wcześniej byłam w urzędzie skarbowym i załatwiłam swoją sprawę w takim samym okresie czasu. O.o Świat oszalał, dostałam się do alternatywnej rzeczywistości. 

Atrakcje

Hmmm.... Jakbym chciała opisać wszystko na czym byłam to zrobiłby mi się z tego blog komiksowy, a doskonale wiem że komiksiarzy tu nie uraczę... W każdym razie byłam na 11 komiksowych spotkaniach trwających po godzinie... i to w samą sobotę (piątku i niedzieli nie liczyłam bo jestem leniwa as shit i nie chcę mi się przeglądać programu one more time). Usiadłam wtedy na żółtym krzesełku w sali komiksowej o 10:00 i wstałam z niego o 18:00, odsapnęłam 2 godzinki i powróciłam na 3 kolejne. Kiedy po tych ośmiu ruszyłam się z tyłeczkiem byłam autentycznie zmęczona a przecież słuchałam fajnych, interesujących rzeczy, nie wyobrażam sobie chodzić do pracy na 8 godzin. Studia trwajcie. Samo "odsapnięcie" było możliwe w czytelni komiksowej biblioteki UAMu. Świetny pomysł, aby promować olbrzymie komiksowe zbiory uniwerku w ten sposób. Sama raz w tygodniu odwiedzam czytelnię aby zagłębić się w lekturze trudno dostępnych pozycji, myślę, że kiedyś także o tym napiszę.

Jak ja tam przeżyłam?

Moja komiksowa pasja starła się na miejscu z dwoma innymi moimi hobby -spaniem i jedzeniem i, O DZIWO, wygrała. Wracałam do domu po 1:00 umyć się i walnąć na łóżko. 4-5 godzin później pobudka, robienie piramidy kanapek, termosu z herbatą i ruszamy na Festiwal. W ciągu tych 3 dni spałam w sumie 9 godzin - w niedzielę wstałam siłą woli i entuzjazmu, bo mój organizm mówił: NIE. I faktycznie robiłam wtedy  ze zmęczenia dziwne rzeczy jak np. zakręcanie termosu z zaparzankami herbaty zapominając nalać tam wody. Od przeczytania Sandmana nie używałam już powiedzonka "sen jest dla słabych" na Pyrkonie znowu zaczęłam. Jeść też nie zawsze miałam czas, bo jeden panel się przedłużył, drugi zaraz się zaczynał, jakoś tak głupio w tłumie ludzi wyjąć kanapkę z salami. Natomiast byłam tak zaabsorbowana tym co się dzieje, że zwyczajnie zapominałam o głodzie. Negatywnym efektem całej sytuacji jest niechęć do kanapek jaka się we mnie narodziła - kiedy w niedzielę jadłam wieczorem odgrzewaną, ale domowej roboty, pizzę prawie się popłakałam z radości, że to nie kanapeczka.

Podsumowanie

Jakby ktoś nie wydedukował z tonu mojej wypowiedzi -było NIESAMOWICIE. Zupełnie nie żałuję że będę odsypiać to przez cały tydzień. Dodatkowo na całość wydałam tylko 20 zł - zakup komiksu od Kobiety Ślimak, więc mój portfel jest ze mnie dumny. (TAK, udało mi się powstrzymać od wydania 40 zł na skórzaną bransoletę z logo Batmana). Dlaczego tak mało drogocennego złota poszło? Jako osoba dorosła i odpowiedzialna załatwiłam hajsy na wejściówkę w sposób nieobciążający mnie, niezwykle sprytny i dojrzały, wyglądało to tak:
-Mamuuuuś, bo jest taka sprawa....
I tym optymistycznym akcentem kończę zdawanie relacji, oddaje głos do studia:
Blue Bird

Wyobrażenia wszystkich na temat "o czym szeptem mówią studenci na wykładach":


-Impreza!
-Gdzie?
-Czy to istotne? BĘDZIE PIWO!!!
-Taaaak, nawalmy się jak nieboskie stworzenia i umierajmy przez 3 dni.

O czym faktycznie szeptem mówią studenci na wykładach:


-Wiesz... Ja jako dzieciak jadłam plastelinę.
-Ja pastę do zębów. Ale to była tutti frutti więc była...
-WIEM, taka dobra... :3

true story bro
Obsługiwane przez usługę Blogger.