Mam świetną rodzinkę ale czasem są z nich trolle dużo gorsze ode mnie. Postanowiłam poświęcić im jakiś wpis (no wiecie: święta -czas rodzinny, czas kiedy próbujesz ich nie zabić, czas kiedy trzeba być dla wszystkich miłym...)

1# MAMA

-Hej mamo –rozsiadłam się na kanapie obok mojej rodzicielki. –Wiesz, że Sasetka powiedziała, że mamy okropne kontakty?
-Co? O czym ty mówisz dziecko? –mamcia podniosła głowę znad gazety.
-No bo jej pokazałam nasze dzisiejsze smsy, te co pisałyśmy jak z zakupami wracałam.
-Ja nie rozumiem co w nich było złego…
-No właśnie ja też… Zobaczmy...
No więc stało się. Ponownie wolna. TAK! Mogę chodzić na dupy i nie golić nóg do końca zimy <tyle wygrać>. A jak to wygląda na serio? Hmmm… powiedzmy, że czuję się tak słabo, że nawet komiksów nie chce mi się czytać (!!!!). A mój każdy dzień zaczyna się w ten sposób:

Po czym przez zupełny przypadek natrafiam na serduszko, które kiedyś On zrobił dla mnie w pracy:
Oto zakończenie epickiej historii pt. "BB stara się mieć pracę".

Szkolenie

Sala w hotelu przypomina klimatem PRL. Grube, zielone kotary zasłaniają okna, na podłodze ustawione w rządki stoją krzesła. Pierwsza godzina to pokazywanie filmików o tym jak dobrze ludzie bawią się w tej „Firmie”, imprezy z całego świata, wręczanie jakiś nagród a w tle muzyczka. Po chwili wchodzi dwóch „ważnych panów w garniturach i z włosami na żel”, wita się ze sobą przytuleniem oraz głośnym całusem w policzek. <Staramy się ze znajomym nie spaść z krzesła ze śmiechu.> Coś tam ze sobą ustalają, włączają jeszcze jeden filmik i po chwili wychodzą. Pojawia się za to "Białowłosy prawnik". Wita nas i mówi, że jak będzie przedstawiał gości to mamy klaskać. I, że będą wyróżnienia dla tych co awansują do kadry kierowniczej i, że też mamy klaskać.

POSZUKIWANIE PRACY

Wasza agentka postanowiła szukać dorywczej pracy. Infolinia zabiera za dużo czasu (wypadałoby pojawiać się na uczelni), na ulotki za zimno, inwentaryzacji ma na razie dość (5 godzin roboty w nocy za 40 zł O.o) i nagle wpada na ogłoszenie IDEALNE:
Tytuł : Praca przy procesie rekrutacji. 
Firma z długoletnim doświadczeniem działająca na rynku europejskim z siedzibą w Poznaniu zatrudni osobę na stanowisku specjalisty ds. rekrutacji. Praca polega na przeprowadzaniu procesu rekrutacji tzn.: weryfikowaniu dokumentów, zamieszczaniu ogłoszeń, odpowiadaniu na maile, oraz odbieraniu telefonów. Proponujemy elastyczny czas pracy: minimum 2 razy w tygodniu po ok. 2,3 godziny w biurze. Niektóre obowiązki wykonuje się w domu. Oferujemy : Bezpłatny pakiet szkoleń i pracę w miłym towarzystwie. Wynagrodzenie: 1600 do 3000 zł miesięcznie zależne od zaangażowania. Wymagania : niekaralność, wykształcenie średnie. Mile widziana jest komunikatywność i otwartość. 
Czyta je 2, 3 razy nie wierząc w swoje szczęście. Świetna płaca, brak wymogu znania norweskiego i dziesięciu lat praktyki w zawodzie kawoparzyciela. Postanawia wysłać CV pewna, że nikt nie odpowie. I nagle bach mail, zaproszenie na rozmowę. <Holly shit trzeba ubrać spódniczkę>. Agentka zaszalała totalnie - nawet obcasy założyła (nigdy więcej takiego poświęcenia).
Ostatnio na blogach bardzo modne są recenzje. Gra Batman: Arkham Origins także jest na czasie. Postanowiłam wykorzystać oba te elementy i stworzyć ARCYpopularny wpis. Ale coś poszło źle...Co się będę rozpisywać, sami zobaczcie:






Wiem, trochę spóźniony post, ale mój ojciec dopiero dzisiaj się objawił z tą mądrością. O drodze na cmentarze powstanie w przyszłości osobny wpis/ komiks/ opowiadanie/ nie wiem, więc jeszcze do tatusia powrócimy. ;)
Pierwsze kropelki deszczu uderzyły o chodnik. Dziewczyna zadarła głowę i spojrzała w niebo. Ciemne chmury zupełnie przysłoniły słońce. Zastanawiała się jak to możliwe, że dzień wcześniej było bardzo ciepło i słonecznie, zapowiadała się piękna jesień. Tamte chwile wydawały się odległym wspomnieniem, czymś co nie miało prawa się wydarzyć. Podmuch zimnego wiatru przyprawił ją o dreszcze i sprowadził na ziemię. Od dreptania tam i z powrotem bolały ją nogi i plecy, ciężka torba wrzynała się w ramię, a zgrabiałe palce rozpaczliwie domagały się ciepła. Nie mogła zrobić sobie przerwy, miała zadanie i musiała je wykonać, potrzebowała kolejnej ofiary. Niestety, okropna pogoda sprawiła, że większość ludzi siedziała w domach i centrum miasta było wyludnione. Nieliczne jednostki, które ją mijały nie nadawały się. Możecie wierzyć albo nie, ale potrafiła wyczuć kto jest odpowiedni do jej zadania. I nagle na horyzoncie pojawił się on. Szedł powoli, zamyślony, zdawał się nie zauważać deszczu. Mokre kosmyki ciemnych włosów wpadały mu do oczu, jednak nawet nie próbował ich odgarnąć. Uśmiechnęła się mimowolnie, polowanie czas zacząć.

Na tym samym wykładzie dowiedziałam się, że "mieszkańcy paczom". Eh, co zajęcia to tyle nowej wiedzy....

+Bonusik.

Dodatkowo mem na specjalne życzenie Sasetki. Ostatnio mnie przenocowała i nakarmiła bananem (bez skojarzeń proszę!), więc zrobiłam o co poprosiła.

Dobra, okej, przyznaję! Jestem jej Rumunem. Szczęśliwi?!?!



Nie żebym się jakoś specjalnie zajadała tymi serkami, no ale tak się nie robi! Całe moje życie ten czerwony pasek biegł naokoło, a teraz? SKANDAL. Nie o taką Polskę walczyli nasi przodkowie.
Ten sam kierunek...

Inna nazwa...

A rodzice dumni, że będzie prawnik w rodzinie...

Uniwersytet Aplikantów Mc.Donalda to geniusz zła.
Siedziałam już dawno w szatni czekając na wf. Spojrzałam na zegarek - jeszcze 10 minut do lekcji. Nagle wpadła, jak bomba, Paulina i gwałtownie zaczęła ściągać z siebie kurtkę.
-I co nadal boli? -zapytała się Magda.
Paulinka zamrugała swoimi umalowanymi oczkami starając się powstrzymać łzy (w końcu nie po tyle czasu się rano malowała żeby jej to wszystko "spłynęło"). Spróbowała otworzyć usta aby coś powiedzieć i szybko je zamknęła krzywiąc się z bólu.
-Co ci jest? -odezwała się Wiktoria.
Dziewczyna tylko potrząsnęła platynową czupryną i wskazała na Magdę dając do zrozumienia, że to ona ma opowiedzieć co się stało.
-Przebiliśmy Pauli język, super nie? -rzuciła obojętnie.
-Jak to? -odezwałam się w końcu.
-Kupiliśmy igłę w aptece, taką dużą -zaszczyciła mnie spojrzeniem. -Parę dni temu po zajęciach... tu na ławce przed szkołą, przebiliśmy jej język i założyliśmy kolczyk. Trochę ją boli, no ale to normalne przy tego typu zabiegach -stwierdziła z wyższością.
-Ale chyba już za długo -wycharczała cicho Paulina. -Mam wszystko opuchnięte i nawet jeść nie mogę. Tylko jakiś przetarty banan na śniadanie...
-Oj daj spokój! Przecież igła była z apteki. Wysterylizowana. Pełna profeska... zejdzie ci ta opuchlizna i będziesz miała śliczny kolczyk. Jeszcze mi podziękujesz.

Dwa dni później nasza bohaterka wybrała się do lekarza. Przez opuchliznę nie udało się ściągnąć kolczyka i trzeba było użyć nożyc do metalu. Paulinka przez dłuższy czas musiała brać antybiotyki oraz wysłuchać kazania pana doktora pt. "dziecko jakby ci źle wkuli to byś straciła zmysł smaku na całe życie".

Co ciekawe jej mama nigdy się o tym nie dowiedziała. Córeczka stwierdziła, że nie mówi bo "boli ją gardło i jest przeziębiona" a "antybiotyki bierze na grypę".

Magda do końca afery powtarzała, że nie rozumie dlaczego pojawiła się opuchlizna. Igła była z apteki. WYSTERYLIZOWANA!

Jest to historia w 100% prawdziwa. Nawet imion bohaterów nie zmieniłam.

Pilnujcie swoich dzieci.

Amen.
Dzieciaczek nie zaczaił ale reszta sklepu miała niezły ubaw ;)


Dowiedziałam się, że część z was nie używa zabezpieczenia (nie będę wskazywała palcem kto, bo nie o to chodzi). Bardzo mnie to martwi, dlatego postanowiłam poruszyć tę kwestię na forum publicznym (kto bogatemu zabroni?).

UWAGA! PROBLEM!

Wiem, że się niesamowicie spóźniłam z tym postem - powinien się ukazać tuż przed wakacjami. W końcu piękna pogoda, czas wolny i lato, w połączeniu, dają skłonność do głupich akcji. A robienie pewnej rzeczy bez zabezpieczenia jest najgłupszym ze wszystkich głupich zachowań. Jeśli miałabym to jakoś zdefiniować to nazwa „Himalaje głupoty” pasowałaby idealnie.

KONSEKWENCJE

Aż żal, że muszę przypominać czym takie „życie na krawędzi” może się skończyć: w najlepszym wypadku jakimś zjadliwym wirusem, w najgorszym… brr… aż nie mogę tego napisać (wszyscy już raczej jesteście po gimnazjum gdzie tego uczyli więc pewnie wiecie). Po co ryzykować? Zabezpieczenie się zajmuje tylko kilka chwil, a zyskujecie dzięki temu spokój ducha. Ludzie jesteście dorośli - bądźcie odpowiedzialni!

KONKRETNE DANE

Żeby nie być gołosłowną przedstawiam poniższe dane. Zebrane samodzielnie i opisane przeze mnie tylko w ciągu jednego dnia. W skali miesiąca są bardziej pesymistyczne.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
przewiń jeszcze trochę...
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

CO ZROBIĆ?

Wybranie na fb bezpiecznego szyfrowania zapobiega przechwytywaniu i zmienianiu przesyłanych danych. Sprawdź co jest napisane przy Twoim adresie! Jeśli jest to "http" to wybierz opcje ----> "ogólne ustawienia konta" ----> "bezpieczeństwo" ----> "bezpieczne przeglądanie" ----> zaznacz okienko ----> "zapisz zmiany". POWODZENIA.
No więc powróciłam. Cała zdrowa i nawet ciutek opalona. Bo na plażę dzielnie chodziliśmy. Poleżeć, zjeść jakieś ciacha i pośmiać się z grubych ludzi:

Mój boy/ towarzysz podróży wyniósł z wakacji jeden wniosek:
A ja serio nie wiem o co kaman. Nie moja wina - jak model się nie stara to nawet najlepszy fotograf wysiada.
Przykład zdjęcia zrobionego przeze mnie:
Słońce - jest.
Morze - jest.
Piasek - jest.
Osoba fotografowana - jest.
Chyba na profilu na fb po nazwisku dodam: "phtography".

Apropos zdjęć: do fotek pozowały wszystkie moje superbohaterskie koszulki. Ta z Batmanem, ze znakiem Batmana, z Supermanem i Wolverinem, i  Goku... Moja mamusia mogła chwycić się za głowę i powiedzieć: "Boże, dlaczego moje dziecko się tak ubiera? Dlaczego inne córki są normalne a ta moja jakaś taka wybrakowana?". 

Znalazłam na miejscu śliczny ti-szert z ptaszkiem (całe 15zł, ale co tam. Szlachta się bawi na koszta nie paczy). Dodałam focie na fb:
Z komentarzem:
Po co plażować jak można szukać najtańszych gofrów i zwiedzić wszystkie budki z ciuchami? Przy okazji dowiedziałam się że jestem poszukiwana. Pozdrawiam i całuję: BB
PS. Jak widzę tu ceny to moja poznańska dusza cierpi. Goferek z bitą śmietaną i polewą 7 zł? Rly?
Ale fb wie, że jestem dzieckiem specjalnym i nikomu nie pokazało w aktualnościach... Przypadek? Nie sądzę.

To tyle z nowości. Pewnie jeszcze coś dopiszę jak mi się przypomni. Całuski, wasza niepełnosprytna bloggerka: BB.
Suchar pojawiający się w pracy średnio 3 razy w tygodniu. ;)


Sorry nie mam weny żeby rysować coś nowego bo jadę nad nasze morze - opalać się topless i sączyć drinki z różowymi parasolkami. Wracam za tydzień, zapewne coś niesamowicie dziwnego przydarzy mi się na wakacjach (w końcu mam farta do dzikich sytuacji) i będzie komiks. Do zobaczenia!
Blue Bird, pomimo oczywistego bycia łamagą i ku własnemu zdziwieniu, ma w pracy tzw. „social life”. Ponadto ma więcej kolegów niż koleżanek. Jakieś. Dwa. Razy. Więcej. (jakim cudem? zabijcie mnie – nie wiem). Po roku spędzonym na babskim kierunku czuje się trochę jakby trafiła do innego kręgu kulturowego. No ale od czasu do czasu słyszy bardzo miłe rzeczy. ^_^ Oto jedna z fajniejszych:



Wszyscy mają wakacje a ja robię w upale na tzw. słuchawkach. Praca na infolinii byłaby nawet spoko gdyby wyeliminować czynnik ludzki - dzwoniących. Mają tak dziwaczne problemy i pytania, że w końcu musiał ukazać się tu o tym komiks. Ech... nie mogę się doczekać powrotu na studia. Znowu zacznę się wysypiać i opier**lać. Ale na razie daję wam odcinek dramy pt. "PESEL". ;)



Opisana wyżej historia nie jest wymysłem mojej wyobraźni. Wydarzenie miało miejsce. Zbieżność osób i nazwisk nie jest przypadkowa.


Tak się właśnie bawi pierwszy rok administracji!

Powoli odkrywam różne ciekawe opcje mojego nowego programu. Tym razem uraczcie się kredą (chociaż podpisane było "pastele" to przecież to jest kreda jak nic!). Enjoy:

Marudzenie, że muszę się uczyć zajmuje mi więcej czasu niż sama nauka... :/

Jak opisałam w styczniu swoją drugą porażkę:

"Nie, nie jestem pijana ale bardzo, bardzo na siebie zła. Tak wściekła, że jakbym była emo to bym się pocięła, a jak bohaterką to poszłabym to najgorszej dzielnicy w mieście bić oprychów. Oto krótka story:
Wasza wojowniczka po raz drugi usiłuje przejść trudną mission. Ma nadzieję, że się uda, w końcu prawie 50 h. exp. to nie byle co. Na początku planszy spotyka swojego Duchowego Przewodnika, musi dobrze poprowadzić rozmowę, odpowiedzieć na dwa pytania i już jest dopuszczona do pierwszego zadania. Na początku zadania jest checkpoint, ale… każde zadanie można na szybko wczytać tylko raz. Pierwszy quest bohaterka wykonuje bezbłędnie (i bez wczytania). Czas na drugi, na planszy "wzniesienie". Nasza wojowniczka stara się uspokoić, ostatnim razem na tym ujebała chociaż podczas tourtiala robiła prawie z zamkniętymi oczami. Pierwsza próba –nie udał o się. Druga próba-sruuuu mission failed. I znowu sakwa złota na stół. Bohaterka będzie próbowała po raz trzeci. Jak się nie uda to czeka ją dłuższa, trudniejsza droga z Gandalfem Białym (w sensie nowym) pośrodku.
Było to krótkie opowiadanie pt. Blue Bird po raz drugi oblała test na prawko nie wyjeżdżając nawet kołem z placu."

Jak opiszę dzisiaj po oblaniu 4 praktycznych i 2 teoretycznych 
(wersja z której usunęłam przekleństwa):
"                                                                                                                                                      ".
Zainspirowana opowieściami pt. "ubrałam się w spódniczkę wielkości chusteczki a ta świnia... nawet nie próbował mnie zmolestować!" stworzyłam krótki poradnik dla panów. Weźcie to sobie do serca albo wyginiemy jak dinozaury (z tym, że bez wielkiej skały spadającej nam na głowy lecz z tłumem sfrustrowanych kobiet. Serio? Nie wiem co lepsze):

Boziu, czemu nowy komiks o Supermanie musi kosztować tyle pieniądzów? ;_;


Powoli zaczynam rozumieć dlaczego nigdy nie zostałam wybrana na skarbnika klasowego...

Panie i Panowie! Kolejne komiksy będą zrobione w nowym programie. Co prawda nie wykluczam użycia painta ale na razie mocno go ograniczam. Moi recenzenci, sztuk trzy, są zgodni (co jest dziwne), że nowy styl będzie ładniejszy. Czekajcie cierpliwie, za parę dni go poznacie.
Buziaki: BB
Muszę napisać w końcu coś więcej o Sasetce...

Kilka faktów:
-lubi MNIE (tak, jest troszkę nienormalna),
-karmi MNIE (o mniom mniom mniom),
-recenzuje komiksy jeszcze przed wstawieniem (zwykle pisze mi "hahaha, dobre :P" więc sami widzicie, że ciężko tu pracuje!),
-jest moją weną, natchnieniem, dziewczyną, psychiatrą i te pe,
-dziś przestaje być nastolatką więc mam dla niej prezent:


Tak, tak, wiem, że katuję Was tym paintem, ostatnio zaczęłam się bawić czymś innym. Obiecuję, że komiks nr 16 będzie już ładniej wykonany. A oto próbka (moja pierwsza praca z nowym programem więc cudów nie oczekujcie):



Ponad 500 wyświetleń bloga i rzuciło mi się na mózg. Założyłam... pam, pam, pam. "fanpejdż na fejsbuczku". Mam nadzieję, że mi troszkę lajkniecie co?
Jak się dowiem jak to zrobić to może nawet dodam tu przycisk do szybkiego polajkiwania ^_^.

https://www.facebook.com/EgzaltowanaBB -do pracy rodacy!

-Saset. Wchodzimy na Juwenalia. Jedziemy już trzecie piwo, ja mam na sobie sukienkę i rajstopy (!) a w ręku trzymamy tabliczki "free hugs". Jesteś pewna, że zaraz nie rzucą się na nas jacyś napaleńcy z poli?
-BB nie pękaj, przecież napaleńcy z poli to połowa zabawy! W razie co to odwracamy tabliczki. Z drugiej strony mamy inny napis.
Mijamy grupkę chłopaków. Najpierw patrzą na napis "smile if you masturbate" i wybuchają śmiechem, potem zerkają na "free hugs". Po kolei rozpościerają ramiona i zamykają nas w niedźwiedzim uścisku. Dziękują za przytulenie i idą dalej.

I tak spędziłam właśnie Juwenalia,  na przytulaniu nieznanych mi, przypadkowych osób. Pomimo czarnowidztwa pewnego znajomego nie zostałam obmacana/obrzygana przez obleśnego studenta, śmierdzącego przetrawionym alkoholem. Powiem więcej: znakomita większość była nawet ogolona! A ile się komplementów nasłuchałyśmy? W ścisłej czołówce są:
-"Czemu takie ładna dziewczyny jak wy muszą spacerować z kartonem żeby się przytulić?";
-"Ale wy jesteście śliczne! Mogę mieć z wami zdjęcie?"
-"Ja już byłem przytulany dwa razy... mogę po raz trzeci?"
-"Jakbym Cię miał to nie musiałbym się masturbować."

Moja samoocena z poziomu "bunkier pięć pięter pod piwnicą" poleciała na strych. Dodatkowo zaobserwowałam bardzo ciekawą zależność jeśli chodzi o przytulanie. Faceci przytulają się delikatniej. Obejmą, czasem podniosą i zakręcą się parę razy w kółko. Bardzo ładnie dziękują, pochwalą za akcję, spytają się skąd pomysł. A dziewczyny? Słów brak. Przytulałam tylko kilka, ale jakich?!? One normalnie rzucają się na człowieka. Jedna zrobiła to tak zamaszyście, że skończyłyśmy na trawie.

Chciałam z tego miejsca pozdrowić wszystkich kulturalnych panów których przytuliłam w piątek 24 maja. A było ich sporo - na drugi dzień miałam zakwasy w ramionach od całonocnego podnoszenia rąk!
I niech mi ktoś powie, że studenci nie umieją się ładnie bawić!

Nie dodaję nic nowego, śmieję się z maturzystów... Co dalej? Znęcanie się nad szczeniaczkami?
Spłonę w piekle.

Podczas przeglądania zdjęć na fb z majówek różnych osób zdałam sobie sprawę jak koszmarnie mało mam przyjaciół. No wiecie - osób na których mogę polegać, z którymi mogę sobie popisać i te pe. W akcie skrajnej desperacji zrobiłam plakat - ogłoszenie. Nawet nie miałam ochoty go upubliczniać ale nie mam pomysłu na komiks więc macie. Ciekawe czy ktoś faktycznie do mnie napisze (obiecuję nie zignorować) :).

Lekcja matematyki była wyjątkowo nudna. Już dawno zrobiłam wszystkie zadania z tego działu i teraz przyglądałam się nauczycielce próbującej wyjaśnić zagadnienia reszcie klasy. Trzeba było oddać jej jednego: na prawdę się starała. Udało jej się nie wybuchnąć kiedy padło pytanie jak dodaje się ułamki i jak mnożyć w słupku. Może wytrzyma w tej szkole do końca roku...
-No dalej przebij to wreszcie -usłyszałam za sobą. Jako, że wszystko było bardziej pasjonujące niż wyjaśnianie zasad mnożenia odwróciłam się. Widok był co najmniej dziwny. Nad niejaką Karoliną nachylała się Magda i grzebała jej... w uchu.
-Co robicie? -ośmieliłam się zapytać. Zbliżały się trzy duże sprawdziany, czyli okres kiedy otaczające mnie osoby robiły się milsze. Mogłam pozwolić sobie na więcej. Mogłam nawet... sama zacząć rozmowę (ROZPUSTA).
-Jak to co? -odpowiedziała mi Karolina. Nigdy jej nie lubiłam. Stanowczo zbyt pewna siebie, arogancka i... półnaga. -Magda przebija mi ucho.
-Co? Przebija ucho? Jak? -spytałam. Już byłam pewna, że mnie wkręcają.
-Normalnie! Szpilką! Boże, ty to się zawsze musisz głupio pytać -z irytacją przewróciła oczami.
Z powrotem usiadłam prosto. Byłam lekko zdziwiona tą próbą piercingu. Ale to był tylko początek...

MNTŻ - nowy blok tematyczny

Mam 19 lat. Nie za dużo -wiem. Ale mogę popatrzeć na swoje życie i z pełnym przekonaniem stwierdzić, które jego okresy były tragiczne a które dobre. Minęło już ładnych parę lat od TEGO strasznego czasu. Wtedy moja samoocena skurczyła się do wielkości mrówki. Jedno słowo a ja dostaję gęsiej skórki: GIMNAZJUM.

Sytuacja wyglądała następująco:
W piątej klasie szkoły podstawowej nie miałam na świadectwie "paska". Sprawiło to, że nie dostałam się do dobrej placówki i musiałam iść do "rejonowego". Pech chciał, że do tego gimnazjum szedł cały "element" z Rataj.
Nie miałam modnych ubrań odsłaniających pół brzucha.
Nie malowałam się.
Nie piłam alkoholu.
Nie paliłam.
Nie klęłam.
Nie chodziłam na solarium.
Dużo czytałam.
I najważniejsze: uczyłam się bardzo pilnie.
To zwiastowało kłopoty.

Mogłabym pisać tu wiele okropnych historii. (Np. Jeden chłopak pluł na mnie i uczył innych jak mają to robić żeby nauczyciel nie widział. Pewnego razu zapluł mi kartkę na pracy klasowej. Pisałam piórem, zaczęło się rozmazywać. Zapłakana poinformowałam o tym nauczycielkę. Zgadnijcie jak zareagowała. Wyrzuciła gościa z klasy? Dała mu uwagę? Nakrzyczała? PUDŁO. Powiedziała, że jak zdążę przepisać to może dać mi nową kartkę.) Wolę jednak przedstawić straszną głupotę pewnych osób. Pomysły na które wpadali niektórzy ludzie są tak zabawne, że czasem jak komuś opowiadam to nie chce mi wierzyć, że to jest true story. Poznałam z tuzin "legalnych blondynek" i na nich się skupię (żeby nie być gołosłownym: na pytanie "co to jest Fara Poznańska?" odpowiadały: "dobra poznańska cukiernia"). Poza tym to nie ma być blog depresyjny, prawda?
Pozdrawiam wszystkich których duża ilość literek nie przestraszyła. Buziaki: BB.

Adnotacja: Termin "fuckable" spodobał się na tak, że ostatnio określamy nim nawet pogodę. A więc od tygodnia w Poznaniu aura jest bardzo fuckable. :)

Nie mam co narzekać, wszyscy dookoła mnie wchodzą w dwudziestkę a ja im mówię "hłe, hłe, hłe, still teenager". Po prostu jako dzieciaczek byłam genialna, przeszłam wymagane testy psychologiczne i poszłam do szkoły rok wcześniej. Fajniutkie były te teściki –rysowanie kreseczek prawą i lewą łapką, układanie jakiś puzzli… Pani Psycholog się mną zachwycała jak dokończyłam bajeczkę. Początek był taki: „idę przez las i znajduję na ścieżce ptaszka ze złamanym skrzydłem.” Opowiedziałam jak zajęłam się ptaszkiem, karmiłam go (bla bla bla) na końcu wyzdrowiał, wypuściłam go do lasu i mi zawsze śpiewał jak chodziłam z mamą na spacer. Byłam mądrym i wrażliwym dzieckiem… Co system edukacji ze mną zrobił? ;_;

Ale żeby nie było tak różowo oto fragment książki Zusaka "Posłaniec" który ostatnio wpędził mnie w depresję:
"Zanim w ogóle wspomnę o sobie, powinienem powiedzieć wam kilka innych rzeczy.
1. W wieku dziewiętnastu lat Bob Dylan był znanym muzykiem, występującym w Greenwich Village w Nowym Jorku.
2. Salvador Dali stworzył kilkanaście niezwykłych, buntowniczych dzieł sztuki, zanim skończył dziewiętnaście lat.
3. Joanna d'Arc w tym wieku była najbardziej poszukiwaną kobietą na świecie, gdyż wywołała rewolucję."

Zupełnie nie wiem czemu ale ludzie dość często przychodzą do mnie po radę. To normalne, że bliscy znajomi pytają się co zrobić w określonych sytuacjach. Mi jednak zwierają się także osoby z którymi "jestem na cześć". Zostaję z kimś w sytuacji jeden na jeden i już płynie opowieść o matce alkoholiczce/ ciachaniu się żyletką/ innej traumie życia. Słysząc TAKIE rzeczy zwykle staram się coś tam doradzić, ale serio: co ja mogę? Zastanawiam się czemu przyciągam ludzi z problemami jak magnes...
W domu mamy podział obowiązków. Zwykle jako starsza z rodzeństwa dostaję te gorsze funkcje. Jest jeden wyjątek: pieczenie naleśników. Robię tylko ciasto, smażeniem zajmuje się brat. Ostatnio podał mi takie coś:

Musicie przyznać, że do złudzenia przypomina znaczek Punishera. Tak dla porównania:
Przypadek? Nie sądzę. Zbliża się jakaś straszna apokalipsa / tragedia / nowa ustawa Rostowskiego. Bądźcie gotowi i nie mówicie, że was nie ostrzegano....
Dziś after kościół and huge śniadanie naszła mnie myśl: "Czytają Cię całe 3 osoby! Musisz być miłą blogerką i napisać im jakieś życzonka!". Potem po ośnieżonym polu za moim domem zaczęła biegać parka zajączków i totalnie poczułam klimat świąt! Śnieg, symbol Bożego Narodzenia połączony z zającem -natura jest genialna, aż się zadumałam nad epickością tej sceny. W końcu po ładnych paru godzinach jedzenia i trawienia zabrałam się za post, więc:
-(Prze)bogatego zająca. (Jak nie przyjdzie to se ze śniegu ulepcie).
-Mokrego dyngusa. (Można naparzać się śnieżkami!)
-Cudownej atmosfery. (Jak macie z nią problem to proponuję włączyć radio, może akurat poleci: "Last Easter I gave you my heart...")
-Połączcie Prima Aprilis z Lanym Poniedziałkiem. Myślę, że można stworzyć jakiś kawał z wodą w tle. Ja mówię dziś rodzinie, że już się nie bawię w oblewanie wodą, że to nudne, że za stara jestem. Jutro o poranku będą mieli "Prima Aprilis". Nie stworzę nic lepszego bo niestety mój pełny żołądek nie pozwala myśleć mózgowi. Może Wam się uda.
-Jak najmniejszego odczuwania zmiany czasu. (Kurczaki, ile rzeczy się razem zbiegło...)
-Smacznego karpia... tzn. jajka oczywiście :D
Życzy:
Wasz Ulubiony Błękitny Kurczaczek












P.S. Ktoś w moim sąsiedztwie zaczął puszczać fajerwerki. W czasie opadów śniegu O.o. Ciekawa ta Wielkanoc, nie powiem.

I tak właśnie zaczął się dla mnie Pyrkon. Kiedy już dopchaliśmy się do kasy Pani w okienku pyta się o zgodę rodziców na uczestnictwo młodego w imprezie. Popatrzyłam na nią jak na kosmitkę. Już miałam w głowie wizję jechania do domu po zgodę od rodziców a następnie ponowne czekanie w kolejce. Na szczęście ja mogłam wypełnić tą głupią zgodę i WESZLIŚMY! Byłam trochę negatywnie nastawiona do tego eventu po sytuacji w kasach ale w środku było już… SUPER. Dużo ludzi, dużo komiksów i innego nerdowskiego ekwipunku. Kupiłam sobie komiksy o Białym Orle, zawieszkę (niebieski ptaszek ;) ) i kubek od Kobiety Ślimak. :D  Mój niekłamany podziw wzbudziły kostiumy niektórych uczestników, a najbardziej tych przebranych za postaci z Batmana. Udało im się odwzorować najmniejszy szczegół ubioru, do teraz zastanawiam się jak to zrobili. Na fb „batcave’a” (każdy fan Gacka wie co to za strona, nie będę tłumaczyć) są zdjęcia tych postaci. Proszę bardzo oto link: Zdjęcia z soboty (heh jak się nie ma aparatu to trza robić reklamę innym, ale stronka fajna więc polecam z czystym sumieniem).
Mam wrażenie graniczące z pewnością, że w przyszłym roku też się tam wybiorę. Może tym razem będzie możliwa przedsprzedaż biletów przez Internet…. (takie moje marzenie).
Buziaki: BB.
Zupełnie niespodziewanie mam z kim iść na Pyrkon. HURRA! Mój brat okazał się moim wybawicielem (jakie to dziwne) i jakże uroczo przechrzcił nazwę imprezy. Czasem rodzeństwo się na coś przydaje...

Na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że umiem ustawić skórkę w przeglądarce. Jak widać na obrazku (czy raczej nie widać) włączyłam sobie motyw z "The dark knight rises" FUCK YEAH -tak bardzo jestem informatykiem!

Saset zwróciła mi uwagę na taki oto problem:

Kiedy ma się córeczkę to zwykle woła się ją na „Króla Lwa” czy „Królewnę Śnieżkę”, mnie mój tata wołał na filmy pokroju „Człowiek Demolka”. W tamtym okresie strasznie spodobał mi się Batman Tima Burtona i tak się zaczęło. Jak się nad tym zastanowię filmy „bohaterskie” lubię do dziś –półka nad biurkiem jest ich pełna. Kiedy wynalazłam w internecie wszystkie komiksy o gacku zaczęłam sięgać z nudów po inne, poszło lawinowo. Moje hobby jest więc winą tatusia. (Muszę to powiedzieć mamie gdy znowu popatrzy na moją torbę z żółtym logo nietoperza i powie: „Ty już chyba za stara jesteś na Batmana”.) Tylko, że czasem mi wstyd jak np. na imprezie puszczają piosenkę z „Króla Lwa”, wszystkie laski ją śpiewają a ja tą bajkę widziałam… może ze 3 razy? ;_;

Parę dni temu kupiłam „Trybunał sów” (przy okazji odkrywając wyjątkowo uroczy sklepik z komiksami –nie wiem jakim cudem trafiłam tam dopiero teraz). Za każdym razem gdy wychodzi coś związanego z moim ulubionym bohaterem włącza mi się mega faza przekonania wszystkich ludzi, że powinni czytać Batmana. Na drugi dzień wzięłam mój nowo nabyty komiks na studia i zmolestowałam nim wszystkich znajomych. Okazało się, że moja koleżanka nigdy nie widziała żadnego Batmana. Ani filmu, ani komiksu. Postanowiłam wziąć się za jej edukację. Zgrałam 12 komiksów i mam nadzieję, że się wciągnie. Nie było łatwo wybrać takie gdzie jest mało bohaterów. Musicie widzieć, że 5 dni temu nie znała odpowiedzi na pytanie kim jest Clark Kent. Smutne.
Ale trzymam za Ciebie kciuki Saset i oczywiście pozdrawiam. :)

A teraz krótki komiks obrazujący jak bardzo jestem Batfanką (i wyjaśniający dlaczego tak długo nie miałam chłopaka). 
Krótka dygresja:  Jak to się dzieje, że jak już się przyzwyczaję do jakiegoś Robina to on albo odchodzi, albo umiera. Buuuu.
Obsługiwane przez usługę Blogger.